Deklaracja z Przysuchy – manifest moralnej zapaści PiS

Deklaracja z Przysuchy – manifest moralnej zapaści PiS

„Co musimy robić? Po pierwsze, szanowni państwo, nie biadać, nie bić się w piersi, nie przeprowadzać ekspiacji – to nie ma dzisiaj żadnego sensu. To jest tylko działanie na korzyść naszych przeciwników!”
— Jarosław Kaczyński, Przysucha, 12 października 2024 roku, kongres połączenia Solidarnej Polski z PiS

Ten cytat to w istocie definicja postawy Prawa i Sprawiedliwości. W tej deklaracji mieści się cała filozofia obecnego kierownictwa partii: żadnej refleksji, żadnego rachunku sumienia, tylko ślepa obrona wszystkiego, co robili w latach 2015–2023.

Takie stanowisko prowadzi tylko do dwóch możliwych wniosków. Albo prezes i jego partia będą utrzymywać, że wszystko, co czynili, było zgodne z prawem i zasadami moralnymi, albo — co gorsze — że nie ma to żadnego znaczenia, bo nawet jeśli coś było niemoralne czy bezprawne, to w ich przypadku powinno pozostać bezkarne.

Z taką postawą nie mogę się zgodzić, szczególnie jako człowiek wierzący. Z doświadczenia i z pracy w Najwyższej Izbie Kontroli wiem doskonale, jak wyglądała praktyka rządów PiS. Przez lata analizowałem dokumenty, raporty, wyniki kontroli. Widziałem czarno na białym, jak wielu polityków tej partii dopuściło się działań niegodziwych, często krzywdzących zwykłych ludzi. Wiem też z własnego doświadczenia, jak potrafią postępować wobec tych, którzy się im sprzeciwiają. Dlatego uważam za moralnie bulwersujące, że osoby, które dopuściły się takich rzeczy, nie rozliczyły się z własnych czynów i dziś bez wahania dążą do powrotu do władzy. Jeszcze bardziej gorszące jest to, że próbują przy tym zasłaniać się Kościołem, sugerując, że każdy, kto domaga się rozliczeń, atakuje religię. Tymczasem to właśnie takie postawy są jednym z głównych źródeł laicyzacji w Polsce. Dla wielu ludzi, którzy obserwują tę obłudę, pojawia się pytanie: czy katolicyzm ma oznaczać ochronę kłamstwa i złodziejstwa? I wielu z nich dochodzi do wniosku, że nie chce mieć z tym nic wspólnego.

Dopóki ta deklaracja moralna z Przysuchy nie zostanie odwołana, moralna kondycja PiS pozostaje taka, że uczciwi ludzie nie powinni z nimi rozmawiać o współrządzeniu. Bo jeśli Polacy uznają, że prawica – ta, która odwołuje się do wartości chrześcijańskich – ma wyglądać właśnie tak, to przyszłość zarówno prawicy, jak i Kościoła w Polsce będzie bardzo ponura. Jednego i drugiego sobie nie życzę. Dlatego zrobię wszystko, by Polacy mogli otrzymać uczciwą, konserwatywną ofertę polityczną.

Z tego wynika kolejna kwestia. Według pojawiających się informacji, Konfederacja prowadzi rozmowy z ośrodkiem prezydenckim na temat ewentualnej współpracy w ramach większości parlamentarnej. Jednym z tematów ma być to, jak uniknąć sytuacji, w której służby specjalne w rękach PiS potraktują ich tak, jak wcześniejszych koalicjantów czy tzw. wewnętrznych przeciwników. To słuszna obawa, doskonale rozumiem jej źródło. Ale zanim zacznie się rozmawiać o technicznych zabezpieczeniach, trzeba zacząć od kwestii zasadniczej – od oczyszczenia moralnego.

Nie da się stworzyć wiarygodnej, nowej prawicy bez jasnego rozliczenia i odsunięcia ludzi, którzy się skompromitowali. Jeśli ktoś wchodzi w rozmowy bez wyraźnego odcięcia się od tej filozofii z Przysuchy, to w praktyce akceptuje standardy moralne, które doprowadziły PiS do klęski w 2023 roku. Na takim fundamencie nie da się wygrać kolejnych wyborów. A nawet jeśli, to dla uczciwych ludzi będzie to zwycięstwo bez znaczenia.
Taka prawica nie jest dobra ani dla Polski, ani dla Kościoła. Bo jeśli twarzami katolicyzmu mają nadal być osoby skompromitowane, to będzie to największe zło, jakie można wyrządzić wierze i  narodowej wspólnocie.

Marian Banaś

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *