Prawie dwa lata po wyborach parlamentarnych, wskazywanie prezesa NIK, okazuje się decyzją nie tylko personalną. Sytuacyjnie nabrało znaczenia deklaracji, obecna koalicja ma wolę wyeliminowania patologii, które monstrualnie rozwinęły się za rządów poprzedników, czy też będzie symbolicznym momentem stwierdzenia, były to tylko puste obietnice wyborcze.
Podobną wymowę miała chwila, gdy obecny szef NIK Marian Banaś dowiedział się od koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego, że w gruncie rzeczy nikt nie wie, skąd się wziął, nie jest godny zaufania. Za tymi słowami kryła się deklaracja, służby nie życzą sobie, by Marian Banaś działał jako prezes NIK, bo nie ma gwarancji, będzie rozumiał, kiedy ma nie korzystać ze swoich uprawnień kontrolerskich. Ta sytuacja była skutkiem tego, iż na tamtym etapie służby po prostu przejęły kontrolę nad PiS i rozwijały na konto ugrupowania szereg procederów jawnie przestępczych. Nie jest tajemnicą, że Marian Banaś przez lata był związany ze środowiskiem PiS, jednak pełniąc szereg funkcji urzędniczych, a nie partyjnych. Takie potraktowanie go przez Mariusza Kamińskiego było symbolicznym przekroczeniem Rubikonu, to już nie była ta sama partia, to było PiS przejęte przez służby, które gotowe były do instrumentalnego używania, w szczególności dla wyprowadzania publicznych pieniędzy. Banaś, jak prezes NIK nie przyjął takich reguł i przez kolejne lata, nawet jeszcze za czasów rządów PiS, te nadużycia zdecydowanie zwalczał. Coś takiego nie było możliwe, gdy za pierwszych rządów PiS, w latach rządów PiS, służbami kierował Zbigniew Wasserman. Gdy zabrakło kogoś, kto nie pozwoli na przejmowanie partii przez służby, nagle wrogiem stał się Marian Banaś jako szef NIK, który na pewno by się na wiele rzeczy nie godził, czego dowodzi do dziś kolejnymi raportami NIK wyświetlającymi przecież bardzo często, o czym wszyscy świetnie wiedzą, działania, za którymi bardziej czy mniej w cieniu stoją ludzie służb.
Czy Donald Tusk o tym wszystkim wie? Oczywiście. Podobnie jak o tym, iż bardzo wielu wyborców w 2023 roku oddało głos na jego ugrupowanie właśnie dlatego, iż nie godzili się przede wszystkim moralnie na to, co działo się w poprzedniej kadencji. Dlaczego w takim razie Tusk nie spełnił wyborczej obietnicy rozliczeń? To kwestia budząca chyba największe nieporozumienia. Przedstawimy hipotezę, która zdaje się to tłumaczyć. Otóż chodzi właśnie o to, Donald Tusk nie czuje się na siłach zmierzyć się z wszechobecnymi wpływami służb specjalnych, które patologicznie opanowały bardzo duże obszary państwa. Tusk jako wytrawny polityk nie wchodzi w wojny o których wie, że nie ma sił ich wygrać, a przynajmniej stara się wchodzić w takie wojny jako ostatni, gdy inni uczestnicy już się wykrwawią. Na początku kadencji Tusk doskonale wiedział, o sprzecznościach w obozie PiS, to znaczy w różnych frakcjach służb, które de facto podporządkowały sobie (a niekiedy po prostu wyhodowały…) różne frakcje szeroko rozumianej, zjednoczonej i niezjednoczonej, prawicy. Zabrzmi to złośliwie, ale powiedzmy: czy postawienie na Tomasza Siemoniaka i Adama Bodnara nie było takim właśnie sygnałem, do wszelkich służb? Nie mam zamiaru was rozliczać, patrzcie, ci goście, nawet jak by ktoś ich namawiał, nie będą w stanie zrobić wam krzywdy. Tusk czekał, że służby powybijają się nawzajem i dobrze mu szło. Przecież ataki na Ziobrę czy Morawieckiego, nie szły ze strony jego koalicji, wszyscy wiedzieli, że to były wewnętrzne walki, również na zasadzie zrzucania z sań, jak rozliczą jednych, to może się odczepią od drugich. Nie jest tajemnicą, że np. siły dysponujące frakcją Ziobry nie przepadały za Morawieckim i nawzajem. Po drugie Tusk chciał doczekać do wyborów prezydenckich. Po trzecie, wolałby przystąpić do działania po pewnej rekonfiguracji stosunków zewnętrznych, na co wpływ ma ograniczony, ale korzystny rozwój wypadków nie był wykluczony.
Jednak wszystko poszło nie tak. Poszczególne frakcje służb i partii zadały sobie straty, ale nie wystarczające. Wybory prezydenckie zostały przegrane. Sytuacja zewnętrzna jest bardzo skomplikowana i pomijając już wszystko inne, zdaje się po prostu potężnie angażuje premiera co sprawia, iż nie ma możliwości podjęcia bardzo trudnej akcji reformy wewnętrznej.
Jednak Tusk zdecydował się na powołanie Waldemara Żurka. Marian Banaś odczytał to jako sygnał gotowości do podjęcia realnych reform. Dlatego nawiązana została współpraca w szczególnie bulwersującej sprawie, w której prokuratorzy grozili kontrolerom NIK, jeśli nie poniechają wypełniania swych obowiązków, po wyborach sami mogą się spodziewać trafienia za kraty (tak! sytuacja w Polsce doszła do takiego etapu!). Zaraz potem główna telewizja informacyjna opublikowała duży materiał o tej sprawie. Niestety, dziś trudno mieć wątpliwości, właśnie po tym premier zdecydował się wystąpić jednoznacznie przesądzając, iż wybrany na szefa NIK zostanie Mariusz Haładyj. Kontekstowo trudno to czytać inaczej, niż jako paniczny komunikat: bardzo przepraszam, to był eksces, wszystko jest jak było, żadnych rozliczeń systemowych patologii wygenerowanych przede wszystkim przez służby, nie będzie.
Szukając analogii historycznych, wróćmy do roku 1956. Przyniósł on niespodziewaną współpracę dwóch ludzi. Prymasa Stefana Wyszyńskiego i Władysława Gomułki. Oprócz analizy systemowej, obaj odczuli na własnej skórze, czym jest państwo przejęte przez służby. Takie państwo po prostu obydwu ich trzymało pod kluczem, choć bez procesu czy zarzutów, jak dziś byśmy powiedzieli, w żadnym trybie. Innymi słowy w Polsce znalazły się wówczas siły, z bardzo różnych stron politycznego spectrum które powiedziały: dość. Czy dziś może się zdarzyć coś takiego? Trochę wiadomo, że praktyki służb pod osłoną PiS obejmowały całkiem dosłowne odtworzenie IV Departamentu. Czy biskupi, w ogóle katolicy w Polsce, godzą się na to? Można z pewnością powiedzieć, Marian Banaś jawnie deklarujący swe przywiązanie do Kościoła, na pewno nie. Tusk jest politykiem, który nie musiał znaleźć się na kilka lat w rękach służb zamknięty w żadnym trybie jak Gomułka, by nabrać podejrzliwości do ich działania. Czy w samym PiS są jeszcze ludzie, którym wcale nie podoba się to, co zrobiono z ich partią? Z samych służb dochodzi wiele sygnałów, wciąż jest tam wielu ludzi, którzy nie mogą pogodzić się z tym, służby systemowo działają przeciwko Polakom i Polsce. Czy nie jest najwyższa pora, by wszystkie takie siły zawarły, bardziej czy mniej wprost, takie porozumienie, do jakiego doszło między ludźmi tak dalekimi od siebie, jak Gomułka i kard. Wyszyński? Jeśli tak się nie stanie, przyszłość jawi się bardzo mrocznie. Przecież groźby, co nastąpi, gdy poprzednia ekipa powróci do władzy, wygłasza się dziś wręcz jawnie. Autorzy tego tekstu, sami bardzo doświadczeni takimi praktykami w minionych latach, mogą najlepiej powiedzieć wszystkim Polakom: nie chcecie tego. Nie chcecie żyć w państwie, w którym pewni ludzie mogą z wami i waszymi rodzinami zrobić co chcą i nie będziecie mieć zupełnie do kogo się odwołać.
Za kilka dni, może kilka tygodni, wszystko zadecyduje się w Senacie. Kandydatura Haładyja musi zostać przegłosowana jeszcze w izbie wyższej. To apel do senatorów, wszystkich sił, które w opisany wyżej sposób wprost, lub dyskretnie, mogą się do nich zwrócić. Tę kandydaturę senat powinien odrzucić. Na stanowisko prezesa NIK powołać trzeba kogoś, kto wraz z ministrem Waldemarem Żurkiem podejmie zdecydowane działania, dla wyeliminowania systemowych patologii, które rozrosły się w Polsce do monstrualnych rozmiarów, przede wszystkim za sprawą działań służb żerujących na narodzie, państwie, a nawet Kościele. Osobą tą może być Marian Banaś, który dowiódł swej skuteczności i konsekwencji. Może być ktoś inny, byle tylko dawał gwarancję, wraz z ministrem Żurkiem będzie zdecydowanie współpracował w kierunku sprawienia, prokuratura i sądy nie będą kontrolowane przez wiadome siły i układy. Jedynym sposobem na możliwość prowadzenia przedsięwzięć gospodarczych nie będzie podporządkowanie i opłacanie się tak, by wiadome struktury nie mogły w dowolnym momencie odebrać każdemu dorobku życia, np. uruchamiając tendencyjne postępowanie podatkowe. Dobro publiczne nie będzie obrabiane jak np. w instytucji, która miała dbać o strategiczne zabezpieczenie materialne na wypadek kryzysów, czy jak w przysłowiowym przypadku respiratorów, w ogóle pod pretekstem tzw. pandemii.
Jakub Banaś, Kazimierz Jaworski
